poniedziałek, 17 marca 2014

Smaczek - przepis na domową wędlinę

    Chyba właśnie z wędlinami mam największy kłopot podczas zakupów, te tańsze są robione z "niewiadomoczego", a te droższe, nie dość, że właśnie drogie, to wytrzymują max 3 dni, po czym są obślizgłe i nadają się tylko do wyrzucenia. Czasem po prostu w ogóle nie kupuję wędliny, bo szkoda nerwów. Ostatnio moja koleżanka Ala podała mi prosty przepis na domowy smaczek. Podobno mówią na to też domowa mielonka. W sklepie zaopatrujemy się w wybrane mięso, np. łopatkę i prosimy o jej zmielenie, chyba, że mamy maszynkę w domu. Wtedy mamy szansę dodatkowo oczyścić mięso z np. żyłek i błonek i dopiero wtedy mielimy. Kupujemy też sztuczne jelito (ok. 0,8 zł/m) oraz bawełniany sznurek (szpulka - 6 zł).



.

Przepis:
- 1 kg mielonego mięsa
- ok. 35 cm jelita
- bawełniany sznurek
- sól, pieprz, czosnek

Jak widzicie składników jest niewiele, ale uwierzcie to wystarczy. Oczywiście można dodać do tego jeszcze np. kminek, paprykę, majeranek czy inne dodatki, które lubicie.

Wykonanie:
Zmielone mięso solimy i pieprzymy do smaku. Dodajemy 4 wyciśnięte ząbki czosnku (można więcej). Dokładnie mieszamy. Jelito z jednej strony zawiązujemy. Mięso wkładamy do jelita, dobrze je ugniatając, aby było jak najmniej pęcherzyków powietrza. Gdy włożymy wszystko, zawiązujemy jak najciaśniej drugi koniec jelita. Tak przygotowane mięso wkładamy do garnka z wodą i gotujemy 60-70 min (licząc od momentu zagotowania wody). I to TYLE :)



Przepis jest prosty, a wykonanie bardzo łatwe. Nasza wędlina będzie bardzo smaczna (stąd nazwa) i aromatyczna. Co najważniejsze - wiemy co jemy :) Smacznego.

Asia


sobota, 15 marca 2014

Napój drożdżowy - podsumowanie po 1 miesiącu

    Już od miesiąca codziennie raczę się TYM cudownym napojem i oto moje dotychczasowe wrażenia.
Do smaku przyzwyczaiłam się całkowicie, w ogóle nie mam problemu z piciem, a na początku troszkę mi ten zapaszek przeszkadzał.
    Moje włosy urosły o 1,5 cm. Chciałam pokazać wam na dowód zdjęcie, bo dokładnie gdy zaczęłam kurację, farbowałam włosy i teraz idealnie widać po odroście ile urosły, ale wykonałam już kilkanaście prób i niestety nie udało mi się. Jest zbyt mała różnica między moim, a farbowanym kolorem. Włosy stały się błyszczące, mocniejsze, a także takie bardziej puszyste, w sensie, że nie przyklapnięte przy głowie. Pojawiło mi się też sporo baby hair, czyli nowych włosów.
    Paznokcie stały się twardsze i mocniejsze, o wiele szybciej rosną. Niestety jeszcze się trochę rozdwajają.
    Jeśli chodzi o cerę, to nie było ciekawie. Po ok. 2 tygodniach picia pojawił się wysyp krostek, który zaatakował głownie moje czoło. Zbiegło się to w czasie z nadchodzącą miesiączką oraz z moim detoksem od leku, który pomagał mi w walce z "niedoskonałościami". To wszystko sprawiło, że chwilę się pomęczyłam. Nie bez winy jestem też ja sama osobiście ;) Najłatwiej będzie mi to wytłumaczyć tym obrazkiem:




    Z dnia na dzień było coraz lepiej, przystopowałam ze słodyczami, a także zmieniłam kosmetyki do pielęgnacji twarzy, staram się też trzymać ręce przy sobie ;) Teraz zostało mi już tylko kilka krostek.
    Bardzo fajna i pomocna okazała się maseczka, a jakże, z drożdży. Wystarczy pół kostki zalać ODROBINĄ mleka, tak żeby powstała gęsta masa, która nie będzie nam spływała z twarzy. Nakładamy ją grubą warstwą i trzymamy ok. 20 min. Stosujemy 2-3 razy w tygodniu. Do maseczki można dodać cytrynę (rozjaśnia przebarwienia) lub miód/oliwę (nawilża skórę suchą). Po takim zabiegu skóra jest miękka, delikatna, pory zwężone, a same zmiany przygaszone i przysuszone. O wiele łatwiej się goją i szybciej znikają. Jej koszt - 50 gr chyba już całkowicie przekonuje.

    Kurację z drożdżami kontynuuję dalej, postaram się dotrzymać założonych 3 miesięcy. Najbardziej jestem ciekawa do ilu nowych centymetrów rozpędzą się moje włosy.
    Radzę też pić napój wieczorem, bo daje uczucie sytości w brzuchu i hamuje odruch podjadania, z czym ja akurat zawsze miałam problem.

Asia

wtorek, 4 marca 2014

Naturalnie zdrowa - syrop z cebuli

    U nas pomór, chorujemy, kichamy, kaszlemy... Byłam z dziećmi u lekarza, ale nic nie wysłuchał ani nie wypatrzył więc zamiast kupować jakieś cuda z apteki, które niby pomogą czy podobno skracają czas przeziębienia, wytaczam nasze najcięższe działa do walki z chorobą.


niedziela, 2 marca 2014

Rada nr 1 - sprytne spinacze

      Która z nas tego nie zna - szafka w kuchni, w której jest wszystko, łącznie z bałaganem. Trochę rozsypanej mąki, ryżu lub makaronu, z dodatkiem kilku rodzai płatków śniadaniowych.... U mnie też tak było, ale do czasu. Pewnego dnia odkryłam bardzo prosty sposób na ujarzmienie tego chaosu. 

Tadammm:









Spinacze/klipsy do papieru. Tak, bardziej kojarzą nam się z biurem, ale uwierzcie są one bardzo pomocne w kuchni. Występują w wielu rozmiarach i kolorach, a co najważniejsze - bardzo mocno trzymają. Niestraszna im ledwie napoczęta paczka makaronu, ale też małe torebeczki z przyprawami. Łatwo się je zakłada i ściąga, ale już zaciśnięte na torebce są nie do ruszenia. Co ważne mają atrakcyjną cenę i są dostępne w każdym sklepie z artykułami biurowymi, czy na stoiskach z takimi przedmiotami w supermarketach.





Znam dla nich jeszcze jedno ciekawe zastosowanie. Kiedy byłam mała, używałam ich jako torebek dla moich lalek :) Kształt się mniej więcej zgadza, a reszta to już przecież tylko kwestia wyobraźni.

Asia